"pani dziecko umrze", "współczuję pani dzieciom.. naprawdę" itd. takimi pięknymi tekstami zostałam uraczona przez panią doktor, kiedy oczekiwałam jakichś argumentów, wyjaśnień co do zasadności jej stanowiska. Czy czegoś się dowiedziałam? Nie. Ale 40 min wysłuchiwałam monologu wściekłej despotki o podłożu "moja racja jest mojsza", "tak, bo tak, bo ja tak mówię, bo są badania, ale ja pani ich nie udostępnie".