Co mają wspólnego squash i terapia?
Czy bieganie za piłką przyczynia się do czegoś więcej, niż budowanie sprawności fizycznej? Czy warto zainteresować się uderzaniem piłki i sprawianiem, żeby partner w grze odbił ją z trudem? Czy taki sport może być rozwojowy? Jeśli jesteś ciekawa odpowiedzi na powyższe pytania, przeczytaj tekst Olgi Siary.
Zanim zaczęłam trenować squasha, znałam tę grę wyłącznie z amerykańskich filmów, w których grali w nią zestresowani biznesmeni, żeby rozładować agresję po ciężkim dniu w pracy. Dwóch mężczyzn w białych strojach z zaciętymi minami na zmianę uderzało z całej siły w piłeczkę, posyłając ją w zawrotnym tempie wprost na przeciwnika. Wyglądało to dość niebezpiecznie i mało zachęcająco, dlatego kiedy kilka miesięcy temu koleżanka zaczęła mnie namawiać na wspólne lekcje, zgodziłam się dość niechętnie, bardziej zainteresowana wspólną kawą po treningu niż samą grą. Ku swojemu zdziwieniu odkryłam jednak, że gra w squasha ma wiele wspólnego z rozwojem osobistym. Zasady, które wpajają mi trenerzy podczas zajęć, można z łatwością odnieść do innych dziedzin, a widząc, jak sprawdzają się w squashu, zaczynam podejrzewać, że podobnie działają też poza kortem.
Nie spuszczaj piłki z oczu
Podstawowa zasada squasha brzmi: cokolwiek się dzieje, nie spuszczaj piłki z oczu. Musisz wiedzieć, gdzie się znajduje, żeby przewidzieć, co zrobi z nią przeciwnik. Wystarczy moment dekoncentracji i na reakcję będzie za późno. Nieraz się o tym przekonałam – nawet na zajęciach dla początkujących, kiedy gra toczy się znacznie wolniej niż podczas profesjonalnych rozgrywek, chwile „zawieszenia” oznaczają stratę, której nie da się już nadrobić. Wystarczy jedna myśl o czymś poza squashem i piłka mija mnie, zanim zdążę drgnąć. Tracę swoją szansę. Na korcie nie ma czasu na wahanie czy prokrastynację. Tę zasadę nietrudno przełożyć na życie: jeśli ci na czymś zależy, skup się na tym i nie pozwól, żeby cokolwiek cię rozpraszało, zanim nie doprowadzisz sprawy do końca. Dla kogoś, kto jak ja miewa problemy z dotrzymaniem terminów zleceń, taki trening jest nieoceniony.
Cierpliwość i dystans
Jedną z pierwszych rzeczy, jakich trzeba się nauczyć podczas gry w squasha, jest odbijanie piłki z odpowiedniego miejsca. Jeśli staniesz za daleko albo podbiegniesz za blisko, nie uda ci się jej posłać w pożądanym kierunku. Kluczem jest zachowanie właściwego dystansu. Brzmi to prosto, ale uwierzcie mi, wpadki zdarzają się bardzo często. Na przykład na początku, nie mając pojęcia, w którym miejscu spadnie piłka, rzucałam się w jej kierunku rączym kłusem, jak sprinter, który popełnia falstart. W efekcie wpadałam na piłkę, albo musiałam się przed nią cofać, wyginając nadgarstek pod dziwnym kątem, żeby ją trafić. Śmieszyło mnie, że zaczynam biec, nie wiedząc do końca dokąd – a potem pomyślałam, że jest w tym ważna lekcja.
Niektórych rzeczy nie da się przyspieszyć. Trzeba cierpliwie wyczekać odpowiedni moment i wtedy zacząć działać, zamiast pędzić przed siebie bez planu. Inny błąd, jaki może popełnić niecierpliwy gracz, to odbieganie od piłki, zanim się ją uderzy. Brzmi to jeszcze zabawniej, ale i na tym łapałam się wielokrotnie – bywam tak skupiona na tym, żeby zdążyć wrócić na środek kortu i przygotować się do następnego zagrania, że zapominam o zadaniu, które mam przed sobą, czyli odbiciu piłki, do której jeszcze przed chwilą biegłam. Może to skutek wszechobecnej dziś wielozadaniowości – trudno poświęcić się jednej rzeczy, nie myśląc o kolejnych pozycjach na liście spraw do załatwienia.
Łatwe i trudne piłki
Ale najciekawsza refleksja naszła mnie, kiedy zaczęliśmy wymieniać z trenerem dłuższe zagrania. Zauważyłam, że dużo bardziej interesują mnie trudne piłki niż te, które wydają się proste do odebrania. To żadna sztuka odbić piłkę, która leci prosto i wolno. Prawdziwą motywację czułam wtedy, kiedy piłka upadała tuż przy ścianie, kiedy musiałam rozwinąć pełną prędkość, żeby do niej dobiec i ostatkiem sił dosięgnąć jej rakietą. To było wyzwanie! W takiej sytuacji chciałam się sprawdzić, takie odbicie dawało mi satysfakcję. Ma to jednak swoje konsekwencje.
Odebranie trudnej piłki kosztuje mnóstwo wysiłku. Takie odbicie często jest nieprecyzyjne, a przez to łatwiejsze do rozegrania przez przeciwnika, który w efekcie zagrywa kolejną trudną piłkę, a ja znów muszę ją gonić z wywieszonym językiem. Łatwo zgadnąć, że za którymś razem popełniam błąd, a punkt trafia na konto rywala. Po kilku takich zagraniach zrozumiałam, że strategia skupiania się tylko na największych wyzwaniach nie przynosi takiego rezultatu, na jaki bym liczyła. O wiele skuteczniejsze jest koncentrowanie się na łatwych piłkach. Dlaczego? No właśnie, można je odegrać w taki sposób, żeby przeciwnik miał problem z odbiorem. Kiedy wykorzystuję proste zagrania na swoją korzyść, nie muszę później marnować mnóstwa energii na odbijanie trudnych piłek. Po co niepotrzebnie komplikować sobie życie, skoro wystarczy wcześniej ruszyć głową, żeby uniknąć problemów?
Satysfakcja z odbicia piłki, która wydaje się niemożliwa do odebrania, jest przy tym krótkotrwała. To myślenie w kategoriach jednej wymiany, a nie całej gry, w której nie liczą się popisy prędkości i efektowne zagrania, tylko zdobywanie punktów dzięki przemyślanej strategii. Trenowanie squasha (bo nie nazwałabym tego jeszcze grą) przynosi mi mnóstwo radości. To świetny sposób na ćwiczenie refleksu i poprawę kondycji fizycznej oraz dostarczenie sobie porządnej dawki endorfin. Ale to nie wszystko. Kiedy obserwuję, jakie popełniam błędy, czego muszę się nauczyć, żeby poprawić sposób poruszania się na korcie i prowadzenia piłki, zyskuję głębszy wgląd w siebie i obszary, które mogą wymagać dalszej pracy. W tym roku planuję jeszcze nauczyć się wreszcie dobrze pływać. Może napiszę wam też o tym, co przy okazji odkryję... :)
Autorka:
Olga Siara - tłumaczka literatury (i nie tylko), uzależniona od czytania kolekcjonerka celnych sformułowań; w wolnych chwilach lubi gotować i nie lubi sprzątać.
www.dobryprzeklad.blogspot.com
E-Magazyn Endorfina, Tekst pochodzi ze współpracującego serwisu: www.dojrzewalnia.pl/endorfina
Komentarzy: 0