Art

Wyczerpanie nerwowe (wypalenie) – choroba naszych czasów.

29.05.2014
Wyczerpanie nerwowe (wypalenie) – choroba naszych czasów.

Wyczerpanie nerwowe (wypalenie) – choroba naszych czasów


Konkurencja, współzawodnictwo, skuteczność, produktywność – oto słowa-klucze współczesnych społeczeństw, napędzanych produkcją masową, nowoczesną technologią, wszechobecną komputeryzacją oraz obsesją zysku i siły nabywczej.

To zbiorowe szaleństwo nie pozostaje bez echa – cierpi na tym zdrowie jednostek, czego przejawem jest skrajne wyczerpanie emocjonalne i psychiczne, które dopiero powoli zaczynamy sobie uświadamiać.

Od jakiegoś czasu rozprzestrzenia się bowiem w firmach rodzaj „choroby na pracę“, którą dotknięte są oczywiście osoby sumienne, zajmujące najbardziej wymagające i odpowiedzialne stanowiska (głównie w zarządach firm), osoby dbające o dobrą jakość wykonywanej pracy, jak również osoby emocjonalne, które w pierwszej kolejności narażone są na długotrwały stres. Stres ten może dojść nawet do takiego poziomu, w którym zupełnie przerośnie ich naturalną odporność i doprowadzi do wyczerpania emocjonalnego (nazywanego przez Amerykanów „burn out“, czyli wypaleniem).

Człowiek z Cro-Magnon przed komputerem


Dramatem współczesnego człowieka jest to, że jego mózg i układ nerwowy niewiele się zmieniły w ciągu ostatnich pięciu tysiącleci, a podczas ostatnich dwustu lat – prawie wcale. A jakiż wspólny mianownik ma praca naszych przodków, chłopów z 1814 roku, i ich potomków w 2014 roku, przyklejonych do ekranów komputera? „Człowiek jest obcy w świecie, który stworzył“ – powiedział już Alexis Carrel (laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny z 1910 r.), a przecież nie znał on jeszcze ani telewizji, ani komputerów, ani telefonów komórkowych.

Co naukowiec powiedziałby dzisiaj? Mógłby jedynie podkreślić swoją sentencję dwiema grubymi kreskami. Każdy docenia skuteczność współczesnych środków komunikacji, zapominamy jednak, że przyczyniają się one do znacznego wzrostu stresu u każdego człowieka. Sacha Guitry powiedział: „Z telefonami jest tak, że obecnie każdy może was wezwać, jak kiedyś pan wzywał służącego“. To niezwykle trafne spostrzeżenie. A Guitry nie poznał nawet telefonów komórkowych.

W dzisiejszych czasach, jeśli zajmuje się jakiekolwiek odpowiedzialne stanowisko, praktycznie niemożliwe jest uchronić się przed wszelkiego rodzaju pokusami, które niespodziewanie się pojawiają, rozpraszając uwagę i zmuszając do myślenia o trzydziestu rzeczach naraz. Jako że nie jest to możliwe, zapomina się o połowie z nich, co przyczynia się do dodatkowego stresu, lęku przed popełnieniem błędu i do niejasnego poczucia winy, które w efekcie przedwcześnie zużywają układ nerwowy.

Tak długo, jak jest się młodym i zdrowym, da się jakoś wytrzymać takie funkcjonowanie, jednak w momencie przekroczenia czterdziestki, staje się to coraz mniej znośne. Obecne warunki ekonomiczne i społeczne (globalizacja, wydłużenie życia, starzenie się społeczeństw zachodnich itd.) nieubłaganie prowadzą do podwyższenia wieku emerytalnego. Jak pogodzić te dwie sprzeczne tendencje? Między przedwczesnym zużyciem nerwowym a koniecznością dłuższej pracy następuje zderzenie.

Firmy przyparte do muru


Będzie to główne zmartwienie firm w przeciągu najbliższych dwudziestu lat. Będą one musiały znaleźć metodę na odstresowanie swoich pracowników – inaczej doświadczą znacznego spadku produktywności, podczas gdy pomoc społeczna, już i tak znajdująca się w złej sytuacji, uginać się będzie pod ciężarem zwolnień chorobowych.

Niektóre firmy już wzięły ten problem pod lupę, jednak wiele z nich zupełnie nie bierze go pod uwagę bądź też zadowala się „odmładzaniem“ personelu. Dr François Baumann w swojej książce „Burn out, quand le travail rend malade“ (Wypalenie, czyli kiedy praca prowadzi do choroby) pisze: „Paradoks polega na tym, że osoba w ten sposób pochłonięta nie widzi jasno skutków swojego stanu – nie jest jeszcze świadoma faktu, że znajduje się w patologicznej sytuacji. Będzie kontynuować pracę w szalonym tempie, przyspieszając wręcz w stosunku do swoich przyzwyczajeń. Towarzyszyć temu będzie jednak brak skuteczności, nadmiar wysiłków, który utrzyma ogólną demotywację w związku ze słabymi wynikami“.

A to właśnie demotywacja stanowi zagrożenie dla osoby „pochłoniętej“, zniechęconej obserwacją, że podwojone wysiłki nie prowadzą do oczekiwanych skutków. Jeszcze gorzej – osoba taka może szukać pocieszenia w używkach: papierosach, alkoholu, narkotykach, lekach nasennych czy antydepresantach, aby uciec od problemu bez rozwiązywania go. Może popaść w nałogi, których skutki skumulują się ze zmęczeniem i doprowadzą do sytuacji bez wyjścia.

Badanie przeprowadzone przez Francuski Instytut Walki ze Stresem (Institut Français d’Action sur le Stress) na 13 000 osób wykazało, że czynnik stresu w pracy stanowi poważne zagrożenie zdrowia jednego na pięciu mężczyzn oraz jednej na trzy kobiety. Możemy tylko martwić się szybkim i przewidywalnym postępem wszelkiego rodzaju zaburzeń psychicznych, jak również problemów ze stawami i bólem mięśni – jeśli nic się nie zmieni, możemy spodziewać się prawdziwej plagi w najbliższych dziesięcioleciach.

Wszyscy bardzo wyraźnie mogą zauważyć, że niezwykle szybki postęp komputeryzacji przyczynił się do znacznego wzrostu stałej presji wywieranej na układach nerwowych użytkowników. Cierpi na tym całe społeczeństwo, poddane coraz bardziej osaczającej „komunikacji“. Pod płaszczykiem poszerzania wolności wytworzyło się powoli pewnego rodzaju zniewolenie przez informatyzację, z czego zdajemy sobie sprawę zbyt opieszale, aby wprowadzić odpowiednie formy ochrony, zanim problemy zdrowotne przez nią spowodowane staną się katastrofalne.

Namnożenie zagrożeń


Rozpowszechnienie komputeryzacji nie było od razu postrzegane jako zagrożenie, wręcz przeciwnie. Swoisty „magiczny” charakter jej możliwości technicznych najpierw zachwyciło i zafascynowało jej użytkowników. Łatwość korzystania po krótkim przeszkoleniu, szybkość i skuteczność pracy wydały się ważnym postępem technologicznym oraz czynnikiem decydującym o wzroście produktywności, podwojonym wręcz swoją stroną rozrywkową, jednak o tym ostatnim szybko zmieniono zdanie.

Bo nawet, jeśli połączenie „klawiatura – myszka – ekran” jest niezwykle atrakcyjne, w podstępny sposób przyzwyczaja organizm do całkowitego uzależnienia, które szczególnie zauważyć możemy u nastolatków. Spróbujmy stworzyć listę jego wad, których często nie jesteśmy świadomi:


  • Komputer unieruchamia nasze ciało w jednej pozycji, która zbyt mocno ogranicza ruchy kończyn. Jest to niezwykle szkodliwe dla mięśni, jak również kości, układu krążenia oraz jelit.

  • Myszka więzi prawą rękę i poddaje ją powtarzalnym, urywanym i zupełnie nienaturalnym ruchom, a wrażliwe na dotyk klawiatury – zaprojektowane dla usprawnienia szybkości pisania – powodują stałe zmęczenie neurologiczne.

  • Ekran dosłownie hipnotyzuje, przyciągając wzrok, znacząco zawęża pole widzenia i ogranicza jego zasięg, co stopniowo zmniejsza możliwość akomodacji oka i grozi krótkowzrocznością. Do tego dolicza się stałe zmęczenie oczu spowodowane jasnością ekranu.


Nie trzeba chyba tłumaczyć, że każde z tych zagrożeń niesie za sobą znacznie większe ryzyko, kiedy wykonywany zawód wymaga dużej szybkości pracy. Wtedy to duża presja psychologiczna odbija swoje piętno zarówno na psychice, jak i układzie nerwowym człowieka, mogąc w ekstremalnych przypadkach prowadzić najbardziej wrażliwe osoby do całkowitego rozregulowania metabolizmu i umiejętności przystosowania.

Jeśli zajęcie tego typu wykonywane jest przez wiele lat, stopniowe pogarszanie stanu zdrowia jest praktycznie nieuniknione. O ile organizm jest młody, może wiele znieść i dostosować się do panujących warunków. Jednak gdy wiek daje o sobie znać (zwykle około 40. roku życia), jego naturalny system ochronny jest przeciążony, objawiając się wyczerpaniem nerwowym.

Jakie rozwiązania stosować?


Leki przeciwlękowe czy antydepresanty mogą stanowić doraźną pomoc, jednak należy uważać, aby się do nich nie przyzwyczaić, ponieważ w żadnym wypadku nie rozwiązują one problemu. Istnieją jedynie dwa pewne rozwiązania: zależne od miejsca pracy oraz od danej osoby – a najlepiej od połączenia obu tych czynników.

W dzisiejszych czasach konieczne jest, aby prezesi firm zrozumieli, że komfort fizyczny i psychiczny personelu stanowią podstawę produktywności. Ogromna presja psychologiczna spowodowana komputeryzacją i jej szybkością (nie wspominając o niebezpieczeństwach związanych z promieniowaniem elektromagnetycznym komputerów i telefonów komórkowych, na które nie można być stale wystawionym bez szkód dla zdrowia) wymaga, aby w firmach zorganizowano w sposób funkcjonalny wytyczone miejsca oraz godziny, które pozwoliłyby każdemu na rozluźnienie się, relaks, zebranie sił i od czasu do czasu zdystansowanie się od otaczającego przeciążenia emocjonalnego i psychologicznego.

Każdy potrzebuje przestrzeni, ciszy i spokoju. Równie konieczne jest, aby miejsca pracy były dobrze zorganizowane, aby gwarantować ergonomiczne rozwiązania, zaprojektowane przez profesjonalistów. Pracownik musi mieć zapewniony maksymalny komfort (nie mylić z luksusem), ponieważ jest to czynnik decydujący o skuteczności i produktywności oraz dobry sposób na uniknięcie zwolnień z pracy. Leży to zarówno w interesie pracowników, jak i pracodawcy, jeśli nie jest wręcz ważniejsze dla tego ostatniego.

Co do samych pracowników, muszą oni koniecznie o siebie dbać, nauczyć się relaksować tak często jak to możliwe, korzystać z każdej okazji do zmiany pozycji (np. zanieść dokument do sąsiadującego biura, zamiast wysyłać go za pomocą komputera). Najlepiej byłoby nie pozostawać przed ekranem bez ruchu dłużej niż 30 minut. Wstanie z miejsca w celu krótkiej przechadzki, nawet jeśli tylko dwuminutowej, niesie za sobą dużo więcej korzyści niż to się wydaje.

Jeśli prezesi firm nie są w stanie zagwarantować koniecznych zmian, a pracownicy nie mogą w żaden sposób zredukować szkodliwych skutków nadmiernej presji, pozostaje tylko zmienić sposób życia i zawód. Oczywiście, łatwiej jest powiedzieć niż zrobić, jednak w pewnych trudnych do zniesienia sytuacjach jest to jedyny sposób na zachowanie zdrowia – podstawowego składnika szczęścia, którego nigdy nie należy poświęcać.

Pierre Lance

****************

Szanowny Czytelniku,

oto  świetny artykuł Pierre’a Lance’a, autora książki „Savants maudits, chercheurs exclus“ (Wyklęci mędrcy, wykluczeni badacze).

Zdrowia życzę!
Jean-Marc Dupuis

 

Artykuł pochodzi z newslettera Poczta Zdrowia, przekazującego najnowsze, potwierdzone badaniami naukowymi, informacje o naturalnych metodach leczenia i zapobiegania chorobom. Można go  bezpłatnie  zaprenumerować na stronie www.PocztaZdrowia.pl

Dodaj swój komentarz

Komentarzy: 0

Art

Stewia.

28.05.2014
Stewia.

Od jakiegoś czasu stewia stała się bardzo popularnym zamiennikiem cukru. Jest szczególnie polecana osobom z nadwagą oraz cukrzycom. Czy rzeczywiście można spożywać ją bez szkody dla zdrowia?

Biały rafinowany cukier jest szkodliwy, lekarze i dietetycy alarmują, aby zmniejszyć jego spożycie. Ciągle spożywamy za dużo cukru, słodzimy herbatę, pijemy słodkie napoje, do tego słodycze, słodzone jogurty. Nie każdy wie, że w małym kubeczku może mieć w składzie nawet kilka łyżeczek cukru. Nadmierna ilość cukru negatywnie wpływa za zdrowie i sylwetkę. Cukier jest w wielu produktach spożywczych, których nawet o to nie podejrzewamy, w sosach, keczupie, musztardzie, a nawet chlebie. Konieczne jest dokładne czytanie etykiet przed zakupem. Dopuszczalna dawka cukru na dzień wynosi 25 g, a szklanka napoju słodzonego może mieć do więcej.

Cukier to czyste węglowodany pozbawione witamin i minerałów. Cukier jest jedną z głównych przyczyn wielu chorób cywilizacyjnych- cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, zawał mięśnia sercowego czy podwyższony cholesterol. Warto zapoznać się ze zdrowszymi alternatywami cukru.

Stewia jest rośliną o wyjątkowo słodkich liściach, dzięki którym pełni rolę naturalnego słodzika. Pochodzi z Ameryki Południowej i jest tam powszechnie stosowana. Jest do 250-450 razy słodsza od cukru i ma zero kalorii, co na pewno ucieszy odchudzające się osoby. Jest odporna na wysoką temperaturę, dlatego nadaje się do pieczenia i gotowania. Ma też wiele innych zalet- nie powoduje próchnicy zębów, nie podnosi poziomu cukru we krwi. Nie zaburza pracy organizmu i nie podwyższa poziomu cholesterolu w organizmie.

Liście stewii można hodować samodzielnie w domu, do słodzenia nadają się też świeże liście. Są zdrowe, oprócz słodkiego smaku zawierają żelazo, wapń, potas i błonnik, a także wiele antyoksydantów. Liścia można zasuszyć a następnie sproszkować i stosować jako cukier. Wygodniej jest kupić sproszkowaną stewię w sklepach ze zdrową żywnością, była w nich od dawna, ale dopiero od kilku lat stewia stała się powszechnie znana. Można znaleźć ją również w formie płynu i tabletek.

Obniża wartość kaloryczną posiłków oraz napojów, i nie powoduje zwiększenia apetytu jak w przypadku cukru rafinowanego. Przez to, że jest o wiele słodsza od cukru stosuje się ją w bardzo małych ilościach.

Odpowiadając na pytanie postawione na początku muszę stwierdzić, że jest korzystna dla naszego zdrowia i warto po nią sięgać.

 

Autorka: Daria Rogowska

 

Dodaj swój komentarz

Komentarzy: 0

Art

Migowy dla bobasów. Etap rozwoju każdego człowieka.

27.05.2014
Migowy dla bobasów. Etap rozwoju każdego człowieka.

Od kiedy możliwe jest porozumiewanie się z dzieckiem? Czy jest to wykonalne zanim zacznie mówić? Czym jest Sign2Baby? Sprawdźmy! Zacznijmy od wyjaśnienia czym jest Sign2Baby. To system komunkacji manualnej ze słyszącym niemowlęciem, zanim jeszcze zacznie ono mówić. Używane są do tego znaki migowe, które wprowadza się stopniowo. Ważne by pojawiały się rutynowo przy określonych czynnościach i sytuacjach.   Jak to się zaczęło? W latach 70-tych amerykański tłumacz języka migowego, Joseph Garcia zwróciła uwagę na istotną rzecz. Zaobserwował, że niesłyszący rodzice dużo szybciej nawiązują kontakt ze swoimi dziećmi, niż rodzice słyszący, nie posługujący dię językiem migowym. W swoich badaniach starał się nawiązać kontakt juz z 6 miesięcznymi maluszkami. Sam również jako ojciec dwojga miał okazję przekonać się o skuteczności komunikacji wizualno-przestrzennej. Tak powstała metoda Sign2Baby. W Polsce metoda pojawiła się dzięki naukowcom z Uniwersytetu Warszawskiego. Nasze bobomigi oparte są na PJM, czyli Polskim Języku Migowym, naturalnym języku społeczności Głuchych.   Jaki jest cel?  Chyba każdy rodzic pragnie zrozumieć swoje dziecko. Jednak dopóki nie rozwinie ono zdolności werbalnych, bywa to trudne. O ile łatwo rozpoznajemy podstawowe potrzeby swojej pociechy, nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się o czym myśli, co je fascynuje, cieszy lub martwi. Bobomigi, czyli migowy dostosowany dla najmłodszych, daje takie mozliwości.   Wątpliwości... Często zadawanym pytaniem jest: czy stosowanie w komunikacji z niemowlęciem języka migowego nie opóźni nauki języka fonicznego? Odpowiedź brzmi: nie! W rodzinach osób słyszących, każdemu gestowi towarzyszy komunikat mówiony, zatem nie zostaje on zastąpiony, a raczej wzmocniony.   Od kiedy zaczynamy miganie? Miganie możemy zacząć już do noworodka, jednak słaba jeszcze koordynacja ruchowa nie pozwoli tak małemu dziecku na wykorzystanie znaków. Najlepszym okresem 6 - 9 miesiąc życia dziecka. Pierwszym etapem jest obserwacja znaków, z czasem dziecko je rozpoznaje, a nawet zaczyna ich wyczekiwać oraz domagać się w określonych sytuacjach. Nastepnie dziecko samo zaczyna migać. Badania wykazały, a także rodzice wielu dzieci mogli się sami przekonać, że już 8 miesięczna pociecha jest w stanie komunikować się za pomocą języka migowego. W następnej części nieco więcej o praktyce.   Autorka: Clementine Zielińska  

Dodaj swój komentarz

Komentarzy: 0

Strefa lekarza Zaloguj się Zarejestruj się