Art

Rytuały maluchów

03.04.2016
Rytuały maluchów

Każdemu z nas ogólnie pojęta stabilizacja daje poczucie bezpieczeństwa. Czujemy się komfortowo panując nad sytuacją, w której się znajdujemy. Maluchy też tego potrzebują. Zapewnienie im poczucia bezpieczeństwa nie tylko w ramionach rodziców wymaga czasu i systematyczności, ale jest możliwe, a nawet konieczne. Rytuał to określony i powtarzalny ciąg zdarzeń. Dla dzieci ważne jest, by codzienne czynności mijały zgodnie z określonym harmonogramem. Dzięki temu po kilku dniach praktyki maluchy wiedzą kiedy spodziewać się posiłku i kiedy nadchodzi pora snu. Wprowadzenie rytuału dnia codziennego pomaga w odstawieniu smoczka i odpieluchowaniu. Wieczorny rytuał kąpieli, karmienia i odkładania do łóżeczka jest dla potomstwa zapowiedzią całonocnego snu. Dzięki przewidywalności zdarzeń dzieci nie mają większych problemów z zasypianiem, szybciej się uspokajają i wyciszają. Zdecydowanie rzadziej miewają ataki paniki i płaczu. Wieczorny rytuał daje maluchom tak duże poczucie bezpieczeństwa, że smoczek dotychczas niezbędny do zaśnięcia, staje się zbędny. To najlepszy moment na szybkie i bezbolesne pożegnanie tego codziennego towarzysza. Maluchy wciąż się rozwijają. Właśnie dlatego rytuał powinien być w miarę elastyczny, byśmy mogli dostosowywać jego kształt do własnych potrzeb. Jeśli codzienna drzemka wypadała dotychczas w godzinach 10-11.30, nie oznacza, że jutro też tak będzie. Ścisłe trzymanie się schematu jest kardynalnym błędem wielu rodziców. Wielu opiekunom zajmuje sporo czasu, by zorientować się w nowej sytuacji. Czasem ktoś mówi, że dziecko jest płaczliwe i niegrzeczne. Wystarczy poobserwować malucha i wiadomo, że od dziś odpoczynek potrzebny jest pół godziny szybciej niż zwykle. Wszystko to wspaniale wygląda, lecz praktyka nie jest już taka prosta. Nie ma niestety jednej recepty na sukces. Każde dziecko jest inne i potrzebuje czegoś innego. Jedne dzieci nie śpią w ogóle w ciągu dnia, inne przesypiają w trakcie drzemki do trzech godzin. Trzeba szukać nowych rozwiązań i próbować do momentu, gdy cała rodzina będzie czuła się dobrze funkcjonując w ustalonym harmonogramie dnia codziennego.  

 

Autorka: Matvijewna Grządkowska

Dodaj swój komentarz

Komentarzy: 0

Art

Pozycja W

01.04.2016
Pozycja W

Pozycja W, zwana również pozycją Żaby, jest bardzo często stosowana przez dzieci w trakcie zabawy na podłodze. Niestety sprzyja ona koślawieniu nóżek i stawów, które dopiero się ukształtowały. Jak sobie radzić, kiedy dzieci chcą siedzieć tylko w taki sposób? Z czego wynika takie zachowanie? W swoich działaniach dzieci bardzo często naśladują rodziców. Niestety nie rzadko zdarza się, że w pozycji Żaby siada mama obok bawiącego się szkraba. Maluchy wybierają siad w pozycji W, ponieważ czują się pewnie i stabilnie. Niedostatecznie wykształcone mięśnie brzucha lub grzbietu mogą powodować brak równowagi. Dlatego tak ważne jest, by dziecko przeszło każdy etap rozwoju motorycznego. Nie należy sadzać malucha, który nie potrafi samodzielnie podciągnąć się do tej pozycji. Również prowadzenie za wyciągnięte rączki może prowadzić do kłopotów w przyszłości. Kładźmy dzieci od pierwszych miesięcy życia na twardej, stabilnej powierzchni (np. na podłodze), aby mogły ćwiczyć przewroty, unoszenia, raczkowanie, siadanie, itp. W pozycji W cierpią nie tylko stawy, lecz w szczególności kręgosłup. Głowa zwieszona między ramionami uniemożliwia właściwy rozwój aparatu mowy oraz zgryzu. W skrajnych przypadkach, jeśli dziecko wybiera do siedzenia tylko taką pozycję, może być to objawem Zespołu Downa. Warto wybrać się do fizjoterapeuty, który szybko zaradzi i znajdzie przyczynę takiego zachowania. Zachęcajmy dzieci do siadania w różnoraki sposób. Siad krzyżny, tak bardzo promowany w przedszkolach, nie jest najlepszym wyborem. Biodra znajdują się w skrajnej pozycji, co jest położeniem nienaturalnym. Proponujmy maluchom np. siadanie na boku z podparciem na jednej z rąk. Najlepiej, aby dziecko jak najszybciej nauczyło się siadać na krzesełku. Pozycja ta jest jedną z najbardziej naturalnych i wymusza prosty kręgosłup, na czym najbardziej nam zależy. Sadzając potomstwo na kolanach nie pozwólmy na leżakowanie. Sadzajmy dzieci bokiem do nas lub tyłem, ze złączonymi nogami. W ten sposób będą blisko nas, a przy okazji poćwiczą mięśnie kręgosłupa. Obserwujmy dzieci i reagujmy. Im szybciej zaczniemy pracę z dzieckiem, tym lepsze będą rezultaty. Nie lekceważmy tego, ponieważ skutki naszych zaniedbań będą odczuwać nasze pociechy. A tego przecież nie chce żaden rodzic. Powodzenia.  

 

Autorka: Matvijewna Grządkowska

Dodaj swój komentarz

Komentarzy: 0

Art

Kobieta o zimnych stopach: co robić?

24.03.2016
Kobieta o zimnych stopach: co robić?




W małżeńskich sypialniach często zdarza się, że mężczyźni otwierają okna, podczas gdy kobiety chcą je zamykać, żeby było ciepło.



Ale tu problem dopiero się zaczyna. Wiele kobiet uskarża się na swoje zimne stopy, które przeszkadzają im w zasypianiu. Cierpią również ich mężowie, gdy pod kołdrą, pod którą powinno być ciepło i miło, natkną się na stopy przypominające zmrożone woreczki do lodu. Natomiast na plażach Morza Północnego lub w Bretanii wiele kobiet nie waha się rzucić do (lodowatej) wody, i wcale nie jest im bardziej zimno niż mężczyznom, wręcz przeciwnie!







Naukowcy wyjaśniają, że kobiety inaczej rozprowadzają ciepło w organizmie: krew słabiej dopływa do stóp i dłoni, aby utrzymać w cieple ważniejsze organy wewnętrzne. Średnio mają też one nieznacznie grubszą warstwę tłuszczu podskórnego, co tłumaczy odporność na zimną wodę. Natomiast łatwiej niż mężczyźni odczuwają zimno. Ale nie należy mylić wrażenia zimna (brak odporności na zimno) z faktem rzeczywistego wychłodzenia organizmu (hipotermia). Wrażenie zimna nie wynika z zimna jako takiego, ale z nagłego spadku temperatury. Dlatego, wchodząc do zimnej wody, masz przez chwilę nieprzyjemne wrażenie, które jednak szybko się zaciera. Po kilku „ochach” i „achach”, przemieszczając się powoli na coraz głębszą wodę, rzucasz się w nią wreszcie i nagle już jest dobrze. Woda staje się odpowiednia, bez większego problemu możesz pozostać w niej kilka minut, a nawet zaczyna przynosić Ci przyjemność. Nawet jeśli woda jest dużo zimniejsza niż temperatura Twojego ciała (37°C), nie zagraża Ci hipotermia, ponieważ: naczynia krwionośne pod powierzchnią skóry zwężają się, a krew zbiera się w głębi ciała, wokół ważniejszych organów, zaś skóra zapewnia dodatkową izolację; organizm wytwarza dużo ciepła w drodze metabolizmu, a jeśli to nie wystarczy – także dzięki dreszczom, by wyrównać straty kalorii w kontakcie z zimną wodą. Kiedy robi się już bardzo zimno, nerwy wysyłają sygnały do kory mózgowej, czyli części mózgu odpowiadającej za świadome rozumowanie – zgłaszając problem. Sygnały te uzupełniają informacje z układu limbicznego, odpowiadającego za nasze emocje, wywołując wrażenie niezadowolenia z zimna. Uczucia te motywują nas do pewnych zachowań, np. do wyjścia z wody, owinięcia się ręcznikiem, skarżenia się na zimno, szukania ciepłego miejsca.







Jeśli w tym momencie nie znajdziesz sposobu na zareagowanie, pojawia się ryzyko. Temperatura Twojego ciała może naprawdę zacząć spadać. Pojawia się hipotermia, która może się zakończyć utratą przytomności, a nawet śmiercią, jeśli szybko nie zrobisz czegoś, by się rozgrzać.

Ratunek na zimne stopy


Nawet jeśli na zewnątrz nie jest zimno, możesz mimo wszystko mieć zimne dłonie i stopy, na przykład w przypadku stresu (także w tym przypadku krew gromadzi się wokół najważniejszych narządów wewnętrznych) lub w związku z problemami z krążeniem. Zimne dłonie i stopy mogą być także objawem: cukrzycy: nadmiar cukru we krwi uszkadza naczynia krwionośne, spowalnia krążenie. Zimne stopy to częsty objaw u cukrzyków; zniszczonych końcówek nerwowych: kiedy końcówki nerwowe w stopach są zniszczone, przestają wysyłać sygnały do mózgu i rdzenia kręgowego, które wobec tego przestają reagować, utrzymując właściwe ukrwienie organizmu. Objaw zimnych stóp często towarzyszy brakowi czucia w palcach u nóg; choroby Raynauda: jest to nadmierny skurcz naczyń krwionośnych, który uniemożliwia prawidłowe ukrwienie palców dłoni i stóp.

Niepokojące objawy


pogrubienie paznokci u stóp, brak włosów na łydkach (poniżej kolan), skurcze w łydkach podczas marszu, sinienie stóp, mrowienia, bolesność, poczucie parzących stóp, brak czucia w stopach. w takim przypadku, być może zimne stopy to nie tylko cecha indywidualna. Może to być związane z innym schorzeniem. Zalecana byłaby wizyta u lekarza.

Środki zaradcze


Jedynym trwałym sposobem na rozwiązanie problemu zimnych stóp i dłoni jest poprawa krążenia w tych rejonach, a pierwszą pomocą będą tu masaże stóp. Stosowanie ich na co dzień może pomóc w poprawie krążenia krwi. Stopy możesz masować olejem sezamowym lub oliwą z oliwek. Najlepiej wymasuj stopy przed pójściem spać, zaczynając od spodu stóp, a następnie załóż bawełniane skarpetki.







Marsz i inne tego typu aktywności fizyczne wspomagają lepsze ukrwienie łydek. Marsz powoduje naturalny masaż łydek dzięki skurczom i rozkurczom mięśni, co także poprawia krążenie krwi. Oczywistym zalecanym rozwiązaniem jest też noszenie cieplejszych skarpetek. Hydroterapia: zanurzanie stóp w ciepłej (ale nieparzącej!) wodzie także może być skuteczne, gdyż ciepło sprzyja rozszerzaniu naczyń krwionośnych. Napełnij dwie miski – jedną wodą zimną, a drugą – ciepłą. Zanurz stopy na dwie minuty w zimnej wodzie, a następnie przełóż je na minutę do wody ciepłej. Powtórz zabieg sześć razy. Naprzemienność kurczenia się i rozszerzania naczyń krwionośnych poprawi krążenie. Po takim seansie koniecznie pozostań w pozycji pionowej i zachowaj aktywność, by utrzymać tempo krążenia krwi. Bardzo ważne jest również, by przestać palić i zmniejszyć spożycie cukru: te dwa czynniki niszczą tętnice, zwłaszcza palenie. Natomiast powinieneś jeść: tłuste ryby bogate w omega-3 (zdrowe dla tętnic), kolorowe owoce takie jak czarne jagody, czarne porzeczki, głóg, borówki (o właściwościach przeciwutleniających). Stosuj w kuchni: ostrą paprykę, imbir i czosnek, a także winorośl i ginkgo biloba, by poprawić krążenie. Chodź boso, najlepiej na zewnątrz, na przykład po trawie.

Jak omal nie umarłem w zimnej wodzie?


Pod koniec września zeszłego roku, wczesnym wieczorem, wybraliśmy się z przyjaciółmi, by wykąpać się w bardzo pięknym górskim jeziorze. Moi przyjaciele świetnie pływają i, trzeba im to przyznać, mają dużo lepszą własną izolację termiczną (mam tu na myśli tkankę tłuszczową) niż ja. Dlatego zdecydowali, że przepłyną około 600 metrów w głąb jeziora, aż do łachy. Ze względu na to, że ja sam dużo w tym sezonie pływałem i czułem, że jestem w formie, postanowiłem, że popłynę z nimi. Nie chciałem też „popsuć nastroju”, izolując się od nich... Duża nieostrożność! Zanim jeszcze dopłynęliśmy do łachy, poczułem, jak moje kończyny zesztywniały z zimna, podczas gdy moi przyjaciele śmiali się i ochlapywali wodą. Ramiona zaczęły mi dygotać, szczęka się trzęsła, zęby szczękały. Mimo wszystko postanowiłem dać







radę i płynąć dalej z przyjaciółmi, którzy, wydawało się, nie mieli żadnych problemów. Dopłynięcie do łachy i myśl o powrocie bardzo mnie podniosły na duchu. Ale moje ruchy były coraz sztywniejsze. Starałem się mocniej uderzać w wodę dla rozgrzewki, ale było mi jeszcze zimniej, kiedy tak szamotałem się w lodowatej wodzie. Zacząłem dyszeć i z pewnością zbladłem, do tego stopnia, że przyjaciele zaczęli się o mnie niepokoić. Mieli rację! Rzeczywiście, zaczynałem już niewyraźnie widzieć, w uszach mi szumiało. Bezskutecznie próbowałem przyśpieszyć, ale do brzegu trzeba było jeszcze płynąć kilkanaście minut. Coraz gorzej widziałem. Zimno przenikało do najgłębszych warstw ciała. Nie pamiętam, co było dalej. Nie wiem, w jaki sposób znalazłem się na plaży. Głos otaczających mnie przyjaciół dobiegał jak z daleka. Podali mi ręcznik, którym próbowałem się wycierać, ale w ogóle nie czułem nic na skórze. Miałem wrażenie wycierania starego pnia martwego drzewa. Nie mogłem wydobyć z siebie słowa. Co dziwne, mimo to byłem w stanie utrzymać się na nogach i chodzić jak robot. Jak we śnie przeszedłem dwa kilometry do domu. Wszedłem pod prysznic, odkręciłem kurek gorącej wody, ale nawet nie czułem jej temperatury na skórze głowy. To było przejmujące uczucie. Jakby moja głowa była z zimnego drewna i na nic zdawało się polewanie jej ciepłą wodą. Dopiero po trzydziestu minutach zacząłem wracać do siebie i odzyskiwać normalne czucie. Później dowiedziałem się, że kiedy zimno dociera do mózgu, można gwałtownie stracić zdolność koordynacji. Kończyny poruszają się w sposób przypadkowy, oczywiście nie da się wtedy pływać. Bez natychmiastowego ratunku człowiekowi grozi utonięcie. Moi przyjaciele to świetni pływacy, więc myślę, że w razie czego uratowaliby mnie. Tak czy inaczej, byłem o włos od tragedii. To wydarzenie nauczyło mnie wiele: teraz przynajmniej jestem pewien, że nie wszyscy mamy taką samą odporność na zimno i nie trzeba koniecznie naśladować sportowych wyczynów innych osób. Także w tej dziedzinie natura postarała się nas mocno zróżnicować!

 

Zdrowia życzę, Jean-Marc Dupuis  

 

Artykuł pochodzi z newslettera Poczta Zdrowia, przekazującego najnowsze, potwierdzone badaniami naukowymi, informacje o naturalnych metodach leczenia i zapobiegania chorobom. Można go  bezpłatnie  zaprenumerować na stronie www.PocztaZdrowia.pl




Dodaj swój komentarz

Komentarzy: 0

Strefa lekarza Zaloguj się Zarejestruj się